Tomasz K Tomasz K
671
BLOG

Czy przetrwamy kolejny kryzys?

Tomasz K Tomasz K Gospodarka Obserwuj notkę 7

Światowy kryzys finansowy z 2008 r. rozpoczął najgorszą recesją od czasu wielkiego kryzysu. Załamanie się rynku nieruchomości, było zaskoczeniem dla wszystkich uznanych analityków. Jeszcze w 2007 r. wielu ekonomistów zapewniało, że gospodarka zmaga się jedynie z chwilowymi problemami, a rynki już niedługo odzyskają dawny wigor. Dopiero bankructwo Lehman Brothers w 2008 r. uświadomiło wszystkim powagę sytuacji. Tysiące amerykanów z dnia na dzień odkryło, że ich domy, na których zakup zaciągnęli ogromne pożyczki, są niemal bezwartościowe. Sektor budowlany dotknęła ogromna dekoniunktura. Później problemy przeniosły się na inne branże. Amerykański rynek pracy do dziś nie poradził sobie z konsekwencjami tego załamania. Oficjalne statystyki wskazują, że bezrobocie nie jest aż tak wysokie, jednak nie uwzględniają one ludzi, którzy zrezygnowali z poszukiwania pracy, lub są zmuszeni pracować na pół etatu. Wkrótce kryzys rozprzestrzenił się na cały świat.

Wydarzenie, które kompletnie zaskoczyły polityków i „poważnych analityków” nie dla wszystkich było niespodzianką. Ekonomista, Mark Thornton już w 2004 r. ostrzegał, że na rynku nieruchomości formuje się bańka spekulacyjna. Przed nadchodzącą katastrofą ostrzegał również inwestor, Peter Schiff, jednak jego ostrzeżenia zwykle były bagatelizowane.

Zarówno Schiff, jak i Thornton mogli przewidzieć nadchodzącą burzę dzięki zrozumieniu roli banku centralnego w powstawaniu cykli koniunkturalnych. To właśnie te instytucje manipulując stopą procentową, zmieniają zachowania konsumentów i dają przedsiębiorcom błędne informacje na temat opłacalności planowanych inwestycji. Pod wpływem niskich stóp procentowych rośnie konsumpcja i rozpoczynane są nowe projekty inwestycyjne. W rzeczywistości jednak gospodarka nie jest w stanie podtrzymać takiego stanu. Tworzona jest jedynie iluzja prosperity, za którą kryją się rosnące długi.

Właśnie taki mechanizm doprowadził do kryzysu w 2008 r. Początku problemów można szukać tuż po zamachach terrorystycznych z 11 września. Amerykańska gospodarka wciąż nie uporała się ze skutkami bańki internetowej, a szok wywołany zamachami jeszcze pogorszył sytuacje na rynkach. Alan Greenspan prezes amerykańskiej Rezerwy Federalnej zdecydował się zaradzić sytuacji poprzez zdecydowane cięcia stóp procentowych. W rezultacie obniżyło się oprocentowanie kredytów hipotecznych. Ludzie, którzy wcześniej nie spełniali wymagań, by otrzymać kredyt, mogli już go zaciągnąć i kupić sobie dom. Wzrost popytu szybko doprowadził do wzrostu cen nieruchomości. Powstało nawet przekonanie, że ceny nieruchomości nigdy nie spadają. Jeszcze bardziej zwiększyło to popyt na domy, które miały być bezpieczną lokatą kapitału. Łatwo dostępny kredyt stał się również paliwem dla ryzykownych inwestycji. Bez niego mortgage-backed securities nigdy nie zyskałyby tak wielkiej popularności To właśnie ten instrument finansowy powiązał rynki finansowe z sytuacją na rynku nieruchomości. Jego rentowność zależała od spłat kredytów hipotecznych.

Gdy Rezerwa Federalna podniosła stopy procentowe, wielu amerykanów zaczęło mieć problemy ze spłatą rat kredytu hipotecznego. Co gorsza, wartość zakupionych nieruchomości zaczynała gwałtownie spadać. Często okazywało się, że prawdziwa wartość zakupionego domu jest mniejsza niż wysokość zaciągniętej na niego pożyczki. Masowe problemy, ze spłatą kredytów szybko przeniosły się na rynki finansowe za pośrednictwem mortgage-backed securities i stworzonych przy ich pomocy instrumentów pochodnych. Dalszą część tej historii wszyscy znamy. W 2008 r. Bank Lehman Brothersogłosił bankructwo, a wiele innych instytucji finansowych przetrwało tylko dzięki wsparciu rządu federalnego. Stany Zjednoczone ogarnęła recesja.

Niestety prezesi banków centralnych niewiele nauczyli się z przebiegu tego kryzysu. By poprawić sytuacje zdecydowali się oni zastosować te same środki, które do niego doprowadziły. Stopy procentowe zostały ścięte do poziomu zera a rynki finansowe zostały zarzucone pieniędzmi dzięki akcji QE. Wpływ tej tych działań można zauważyć na giełdach. Choć sytuacja w amerykańskiej gospodarce jest daleka od ideału, to przez ostatnie lat obserwowaliśmy znaczące wzrosty. Można też wskazać przykłady zawirowań w realnej ekonomii np. boom kredytów samochodowych, który napędza koniunkturę na amerykańskim rynku motoryzacyjnym. Po kolejnych podwyżkach stóp procentowych może nadejść kolejne załamanie. Tym razem zniknie jeden czynnik, który łagodził poprzednią recesję.

Chiny pomiędzy 2008 a 2011 rokiem doświadczały niemal 10% wzrostu gospodarczego. Dziś ich wzrost gospodarczy spadł poniżej 7%. Chiny wyczerpały swój obecny model rozwoju. Podobnie jak Michael Pettis uważam, że temu państwu potrzebna jest druga deregulacja. Zresztą sam chińskie władzę zdają się zmierzać właśnie w tym kierunku, choć konieczne zmiany przeprowadzane są moim zdaniem zbyt wolno. Niestety najprawdopodobniej nawet po wprowadzeniu potrzebnych reform wzrost gospodarczy w państwie środka może utrzymywać się na zdecydowanie niższym poziomie. Jego jakość będzie zdecydowana lepsza, co jest dobrą wiadomością dla samych chińczyków, jednak może to niewiele zmienić dla państw blisko powiązanych gospodarczo z Chinami. Australia już doświadcza problemów w branży wydobywczej właśnie z powodu zmian w chińskiej gospodarce. Poza tym należy pamiętać, że w samych Chinach nagromadziło się wiele błędnych inwestycji. W okresie przejściowym ich negatywne efekty mogą wreszcie dać o sobie znać.

Niestety przyszłość rysuje się w czarnych barwach. Największa gospodarka na świecie może ponownie stać się źródłem światowego kryzysu, podczas gdy druga w kolejności zmaga się ze zmianą modelu rozwoju. W dodatku te wszystkie problemy najprawdopodobniej nałożą się na kryzys imigracyjny i problemy z finansami publicznymi w wielu europejskich krajach. Obawiam się, że przyszło nam żyć w ciekawych czasach.

Tomasz K
O mnie Tomasz K

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka